Uciążliwa sprawa spadkowa o samochód
: pt sty 03, 2014 03:35
Opiszę po krótce dosyć zawiłą sprawę spadkową, w której biorę udział. Sprawa ciągnie się już od sierpnia 2010... Od początku: spadkodawca to osoba niespokrewniona, można rzec że przyjaciel rodziny. Jako że była to osoba duchowna, ksiądz, w starszym wieku, nie miał bliskiej rodziny, dom już za życia został przepisany na Kościół, z majątku (oprócz rzeczy osobistych) został mu więc samochód i przyczepa kempingowa. Nie został sporządzony żaden pisemny testament. Można powiedzieć, że śmierć przyszła szybko i nie było już na to czasu, więc został sporządzony testament ustny, zgodnie z prawem przy 3 osobach. No i teraz zgłosiłem się do sądu w Katowicach, bo tam był zameldowany "wujek" (tak na niego mówiłem) w sprawie nabycia spadku. Okazało się, że z takim samym wnioskiem wystąpiła jego szczątkowa, dalsza rodzina, bowiem okazało się, że wujek był również właścicielem bodajże 1/8 części, albo nawet mniej, jakiejś posesji w Katowicach... No i dobra, sąd połączył obie sprawy, najpierw zajął się moim testamentem ustnym, wezwał świadków, sporządzane były opinie biegłych, no i dobra, OK, testament uznał za prawidłowy, reszta rodziny nie odwoływała się od decyzji, czyli można uznać, że auto i przyczepa jest moje. Ale nie dostałem nic na piśmie, że jestem właścicielem i dopiero teraz zaczął się bezsensowny ciąg dalszy... Sąd uznał, że trzeba ustalić bezpośredniego spadkobiercę po wujku. Uznał też, że skoro dał mi auto i przyczepę to też mogę być brany pod uwagę jako spadkobierca, a mi w ogóle na tej 1/8 części domu nie zależy, bo kto zapłaci podatek od tego (zero pokrewieństwa to 20%) i w ogóle nie chce mi się wykłócać z tą rodziną o to. Ogólnie zdanie sądu jest takie, że musi ustalić jednego spadkobiercę. Był taki moment, że mogłem zdecydować, że spadkobiercami zostanie tamta rodzina, tylko wtedy musiałbym im oddać auto i przyczepę i potem na podstawie testamentu ustnego dochodzić swego, co tak średnio mi się widzi, bo oni niby nie chcą tego auta, ale jak coś im odwali i będą problemy stwarzać?
Najlepszym wyjściem z całej sytuacji byłoby spisanie umowy kupna/sprzedaży z datą wsteczną, podrobienie podpisu, zapłacenie podatku 2% do US, przerejestrowanie tego wszystkiego na siebie i zero problemów... Ale mądry Polak po szkodzie, poza tym kto myślał o czymś takim kilka dni po śmierci... Koszty by wtedy były o wiele mniejsze, podatek mniejszy, pojazdy więcej warte, ach...
No i teraz w lutym 2013 skończył się dowód, a nowego mi nie wydadzą, bo nie jestem właścicielem, niby można jeździć na zaświadczeniu, ale policjanci krzywo patrzą na to, niby fajnie, bo OC tańsze, z fotoradaru nic do mnie nie dojdzie, ale wolałbym mieć auto zarejestrowane na siebie... No i teraz czy jest taka opcja żeby zarejestrować ten samochód na mnie? Skoro testament jest uznany, nikt się od niego nie odwołał, to jest on nie do podważenia teraz chyba? Może miał ktoś podobne doświadczenia, albo orientuje się w temacie. Pozdrawiam.
Najlepszym wyjściem z całej sytuacji byłoby spisanie umowy kupna/sprzedaży z datą wsteczną, podrobienie podpisu, zapłacenie podatku 2% do US, przerejestrowanie tego wszystkiego na siebie i zero problemów... Ale mądry Polak po szkodzie, poza tym kto myślał o czymś takim kilka dni po śmierci... Koszty by wtedy były o wiele mniejsze, podatek mniejszy, pojazdy więcej warte, ach...
No i teraz w lutym 2013 skończył się dowód, a nowego mi nie wydadzą, bo nie jestem właścicielem, niby można jeździć na zaświadczeniu, ale policjanci krzywo patrzą na to, niby fajnie, bo OC tańsze, z fotoradaru nic do mnie nie dojdzie, ale wolałbym mieć auto zarejestrowane na siebie... No i teraz czy jest taka opcja żeby zarejestrować ten samochód na mnie? Skoro testament jest uznany, nikt się od niego nie odwołał, to jest on nie do podważenia teraz chyba? Może miał ktoś podobne doświadczenia, albo orientuje się w temacie. Pozdrawiam.